Koniec homeopatii?

Autor: ; Artykuł opublikowany (ostatnia modyfikacja ) przez Atopowe.pl.

Poniższy tekst jest tłumaczeniem artykułu z bloga Bad Science, „The End of Homeopathy?”, autorem tekstu jest Ben Goldacre.

Raz za razem, rzetelnie przeprowadzone badania naukowe wykazują, że preparaty homeopatyczne nie działają lepiej od zwykłego placebo. Więc dlaczego klnie się na nie tak wiele sensownych osób? I dlaczego homeopaci uważają, że padają ofiarą kampanii oszczerstw? Ben Goldacre podąża śladem sfałszowanych statystyk, podrobionych ankiet i ludzi oszukujących samych siebie.

Ben Goldacre

The Guardian

piątek, 16 listopada 2007

Artykuł w Lancecie wcale tego nie mówi, i dobrze o tym wiem, bo

sam go napisałem. Nie na zasadzie staroświeckiego autorytetu, bo żadnego sobie nie przypisuję: wyglądam na 12 lat, i dopiero kilka lat temu wyszedłem ze szkoły medycznej. To jest może i zabawne, ale moje nieugięte stanowisko, że nie mam absolutnie żadnego autorytetu, jest kluczowe: ponieważ nie chodzi o opinię jednego człowieka, oraz o to, że nie ma niczego nawet trochę technicznego czy skomplikowanego jeżeli chodzi o homeopatię, a właściwie nie ma tam w ogóle czegokolwiek, jeżeli to jasno wytłumaczyć.

I tu jest kłopot. Ponieważ Winterson próbuje powiedzieć nam wszystkim — jak każdy inny fan homeopatii — że z jakiegoś tajemniczego powodu, który nigdy nie został porządnie wyjaśniony, moce uzdrawiające homeopatycznych pastylek są w jakiś sposób inne, i że ich działanie nie może zostać zbadane tak jak w przypadku wszystkich innych pastylek. Jest to tak mocno osadzone w naszej kulturze, przez przemysł chętnie zaciemniający nasze rozumienie dowodów, że nawet niektórzy lekarze zaczęli w to wierzyć.

Co basta to basta. Medycyna oparta na faktach jest piękna, elegancka, mądra, oraz, co najważniejsze, istotna. Właśnie stąd wiemy, co cię zabije, a co wyleczy. To są biblijne tematy, i to jest niepojęte, że to, co dzisiaj wam wytłumaczę, nie jest uczone w szkołach.

Wyobraźmy sobie, że rozmawiamy ze zwolennikiem homeopatii, który jest zarówno inteligentny, jak i skłonny do refleksji. „Słuchaj”, zaczyna, „wiem tyle, że po wzięciu homeopatycznej pastylki czuję się lepiej.” W porządku, odpowiadasz. Całkowicie to akceptujemy. Nikt nie może tego zabronić zwolennikowi homeopatii.

Tyle, że może jest to po prostu efekt placebo? Obydwoje myślicie, że już znacie efekt placebo, ale obydwoje się mylicie. Tajemnice interakcji ciała i mózgu są o wiele bardziej skomplikowane niż to, co można dopuścić w zgrubnym, mechanistycznym i redukcjonistycznym świecie alternatywnego terapeuty, gdzie pastylki robią całą robotę.

Odpowiedź typu placebo wychodzi daleko poza pigułki — tam chodzi bardziej o kulturowe znaczenie leczenia, nasze oczekiwania i tak dalej. Wiemy, że cztery pastylki z cukru uleczą wrzody żołądka szybciej niż dwie pastylki z cukru, wiemy że zastrzyk z posolonej wody lepiej radzi sobie z bólem niż pastylka z cukru, wiemy że zielone pastylki z cukru działają na niepokój lepiej niż czerwone, oraz wiemy że logo z nazwą firmy na pudełku środków przeciwbólowych zwiększa uczucie ulgi.

Dziecko reaguje na oczekiwania i zachowanie rodziców, i efekt placebo jak najbardziej występuje u dzieci i zwierząt domowych. Pastylki placebo bez żadnych substancji aktywnych mogą wręcz wywołać mierzalne reakcje biochemiczne u ludzi i u zwierząt (jeżeli te skojarzyły sobie pastylkę z aktywnym składnikiem).

„No, to może tak być, ” powie uczciwy homeopata. „Nie ma jak się upewnić. Ale mi się po prostu nie wydaje, żeby to było to. Widzę tyle, że po homeopatii mi się polepsza.”

A, ale teraz, czy mogło to być z powodu „regresji do średniej”? Jest to jeszcze bardziej fascynujący fenomen: wszystko, jak mawiają new-age-owcy, ma swój naturalny cykl. Ból pleców zmniejsza się i zwiększa w ciągu tygodnia, miesiąca, czy roku. Twój nastrój poprawia się i pogarsza. Ta dziwna kulka na nadgarstku pojawia się i znika. Łapiesz katar, a potem zdrowiejesz.

Jeżeli weźmiesz niedziałającą pastylkę z cukru w najgorszym momencie choroby, twoje szanse na poprawę są dokładnie takie same, jak gdybyś złożył ofiarę z kozła; po wyrzuceniu dwóch szóstek, następny rzut będzie najprawdopodobniej mniejszy. To jest właśnie regresja do średniej.

„No więc, może chodzi o to, ” mówi zwolennik homeopatii. „Ale nie wydaje mi się. Poprawia mi się po homeopatii i tyle.”

Jak możesz wykluczyć powyższe zjawiska – ponieważ musisz wykluczyć obydwa – i wyjść z tego impasu? Na szczęście, homeopaci twierdzą bardzo prostą i jasną rzecz: mówią, że przepisują pastylki, po których jest wam lepiej.

Możesz zrobić randomizowaną, kontrolowaną próbę niemal każdej interwencji jaką możesz chcieć: porównywanie dwóch metod nauczania lub dwóch metod psychoterapii, albo dwóch nawozów roślinnych — dosłownie wszystkiego. Pierwsza próba była w Biblii (Dn 1, 1-16, skoro już pytasz) i porównała efekt dwóch różnych diet na młodzieńczy wigor. Przeprowadzanie testów nie jest rzeczą ani nową, ani skomplikowaną, a pastylki są z tego wszystkie akurat najłatwiejsze do przetestowania.

To jest modelowy test dla homeopati. Bierzesz, powiedzmy, 200 osób i dzielisz je losowo na dwie grupy po 100. Każdy z pacjentów idzie do swojego homeopaty, każdy bierze receptę (ponieważ homeopaci lubią przepisywać recepty jeszcze bardziej niż lekarze) na cokolwiek to jest, co homeopata chciałby przepisać, a potem każdy pacjent bierze swoją receptę do apteki homeopatycznej. Każdy pacjent może mieć przepisanego coś zupełnie innego, czyli receptę „indywidualizowaną” — to nie ma znaczenia.

I teraz jest haczyk: jedna grupa dostaje prawdziwe pastylki homeopatyczne, które mieli przepisane, cokolwiek by to nie było, a pacjenci z drugiej grupy dostają fałszywki, pastylki z cukru. Co istotne, nikt z pacjentów, ani ludzi których pacjenci spotkali po drodze, nie wie, kto dostaje co.

Kiedy test został zakończony, za każdusieńkim razem, w przypadku homeopatii, kiedy robisz test tego rodzaju, okazuje się, że osoby ktore brały cukrowe pigułki mają się tak samo dobrze jak te, które brały prawdziwe, wypasione, drogie, magiczne pigułki homeopatyczne.

Jak to więc jest, że wciąż słychać, jak homeopaci mówią że były eksperymenty gdzie homeopatia działała lepiej od placebo? Tutaj sprawa zaczyna być naprawdę interesująca. Tutaj właśnie zaczynamy widzieć homeopatów, a właściwie wszystkich speców od leczenia alternatywnego, stosujących te same sztuczki co wielka farmacja, która wciąż jeszcze czasami próbuje zamydlić oczy lekarzom.

Tak, zdarzają się eksperymenty gdzie homeopatia wychodzi lepiej, po pierwsze dlatego, że niektóre testy nie są rzetelne. Na przykład — i tutaj daję wam najbardziej podstawowe przykłady — było wiele eksperymentów w czasopismach medycyny alternatywnej, gdzie pacjenci nie byli „ślepi”: to znaczy, pacjenci wiedzieli, kto dostaje prawdziwy preparat, a kto placebo. Te eksperymenty najprawdopodobniej wyjdą, z oczywistych powodów, na korzyść testowanej terapii. Nie ma sensu robić eksperymentu, jeżeli test nie jest rzetelny: to w ogóle nie jest eksperyment, to jest marketingowy rytuał.

Są też eksperymenty, gdzie wygląda na to, że pacjenci nie zostali przypisani do „homeopatia” oraz „pastylka z cukru” w losowy sposób: te są bardziej przebiegłe. Powinno się randomizować pacjentów poprzez zaklejone koperty z losowymi liczbami, które są otwierane dopiero po tym, kiedy dane pacjenta zostaną w pełni spisane do rejestru. Powiedzmy, że „losowo przypisujesz” pacjentów przez, hm, cóż, pierwszy pacjent dostaje homeopatię, drugi cukier, i tak dalej. Jeżeli tak robisz, to z góry wiesz, jako osoba widząca się z pacjentem, które leczenie pacjent miałby dostać, zanim zadecydujesz czy ta osoba ma w ogóle wziąć udział w eksperymencie. W ten sposób homeopata siedzący w klinice mógłby, powiedzmy, nieświadomie, umieszczać bardziej chorych pacjentów w grupie cukrowej, a zdrowszych w homeopatycznej, przez co „masowałby” wyniki. To również nie jest rzetelny eksperyment.

Gratulacje. Teraz już w dużym stopniu rozumiesz medycynę opartą na faktach.

Kiedy lekarze mówią że eksperyment był słaby i kiepskiej jakości, to nie dlatego że chcą utrzymać hegemonię, albo ponieważ pracują „dla niego”: mówią tak, ponieważ kiepski eksperyment nie jest dobrym testem terapii. I nie jest po prostu taniej zrobić kiepski test, jest to po prostu głupota, lub, oczywiście, patrzenie przez palce, ponieważ nierzetelne testy wychodzą błędnie na korzyść homeopatii.

Dalej, mamy złe testy w medycynie, oczywiście, ale jest tam różnica: w medycynie jest silna kultura samooceny. Lekarze są uczeni rozpoznawania kiepskich badań (tak, jak ja was uczę w tej chwili) oraz złych leków. British Medical Journal niedawno opublikował listę trzech najczęściej czytanych i cytowanych badań z poprzedniego roku, i były to, po kolei: niebezpieczeństwa anty-zapaleniowego Vioxx; problemy z antydepresyjnym paroxetine; oraz niebezpieczeństwa antydepresantów SSRI w ogólności. Tak właśnie powinno być.

Z terapeutami medycyny naturalnej, jeżeli wskazujesz na problem z wykazaniem świadectwa skuteczności, ludzie nie wchodzą w dyskusję, nie czytają, ani nie cytują twojej pracy. Oni się gniewają. Nie odbierają telefonu i nie odpisują na e-maile. Machają rękami i mamroczą coś naukawego w stylu kwantowy i nano. Rzucają oskarżenia, że opłaca cię jakaś farmaceutyczna konspiracja. Grożą pozwami do sądu. Krzyczą, „A co z talidomidem, koleżko naukowcu?”, płaczą, wyzywają, prowadzą wykłady na swoich zjazdach o tym jakim to jesteś niebezpiecznym lekarzem, niepokoją twojego pracodawcę, próbują wyciągać brudy z twojego życiorysu, lub nawet próbują naprawdę grozić przemocą (wszystkiego tego osobiście doświadczyłem, i przygotowuję na boku wielką kolekcję opowieści).

Wróćmy jednak do ważniejszych rzeczy. Dlaczego jeszcze możemy mieć masę pozytywnych, choć nieprawdziwych wyników? Ponieważ jest coś takiego jak „skrzywienie publikacyjne”. We wszystkich dziedzinach nauki, rezultaty pozytywne mają o wiele większą szansę bycia opublikowanymi, ponieważ są ciekawszymi wiadomościami, są bardziej wartościowe dla kariery i jest więcej radochy z pisania ich. Jest to problem całej nauki. Medycyna zajęła się tym problemem, każąc ludziom rejestrować ich badania, zanim jeszcze je zaczną, w „bazie danych badań klinicznych”, tak, żeby nie można było ukryć nieciekawych danych i udawać że nigdy ich nie było.

Jak duży jest problem skrzywienia publikacyjnego w medycynie alternatywnej? No, w 1995, tylko 1% wszystkich artykułów opublikowanych w czasopismach medycyny alternatywnej miały negatywny rezultat. Najnowsze dane to 5% negatywnych. To jest bardzo, bardzo mało.

Jest tylko jeden wniosek, jaki można wyciągnąć z tej obserwacj. Zasadniczo, jeżeli eksperyment daje negatywny rezultat, terapeuci medycyny alternatywnej, homeopaci, czy firmy homeopatyczne, po prostu ich nie publikują. Będziemy mieli szuflady, pudła, pliki komputerowe, garaże i składy wypełnione nietkniętymi dokumentami homeopatycznych eksperymentów, które nie dały rezultatów których chcieli homeopaci. Przynajmniej jeden homeopata czytający ten artykuł będzie miał teczkę właśnie tego rodzaju, zawierającą rozczarowujące, nieopublikowane dane, o których radośnie milczą. Halo, halo!

Dalej, możesz wybrać tylko udane eksperymenty, tak jak robią to homeopaci, i cytować tylko te. To się nazywa wybiórczość w literaturze — nie jest to nowa sztuczka, i jest nieuczciwa, ponieważ nie reprezentuje całej literatury. Mamy specjalne narzędzie matematyczne, nazywane „metaanalizą”, co polega na tym, że bierze się wszystkie dane z wszystkich badań z danej dziedziny i umieszcza się je na jednym gigantycznym arkuszu, żeby dostać najbardziej reprezentatywną odpowiedź. Jeżeli robisz taką analizę, usuwasz nierzetelne badania i bierzesz pod uwagę skrzywienie publikacyjne, wychodzi z tego, że we wszystkich badaniach w ogólności, homeopatia nie działa lepiej niż placebo.

Powyższe paragrafy zajęły tylko trzy zdania w moim krótkim tekście w Lancecie, ale tylko dlatego, że tamtym czytelnikom nie było trzeba opowiadać, czym jest meta-analiza. Uwaga, teraz będzie mięsisty kawałek. Czy powinniśmy się tym w ogóle przejmować, zapytałem, czy homeopatia nie działa lepiej od placebo? Bo odpowiedź jest dziwna, być może nie.

Pozwólcie że opowiem o prawdziwym medycznym spisku, aby stłamsić terapie alternatywne. W czasie XIX-wiecznej epidemii cholery, śmiertelność w Homeopatycznym Szpitalu w Londynie była trzy razy niższa od śmiertelności Middlesex Hospital. Homeopatyczne pastylki z cukru wcale nie działają przeciwko cholerze, oczywiście, ale powód dla którego homeopatia odniosła sukces podczas tej epidemii jest jeszcze ciekawszy niż efekt placebo: w tym czasie nikt nie wiedział jak leczyć cholerę. Kiedy okropne medyczne zabiegi takie jak upuszczanie krwi, szkodziły chorym, homeopatia nie działała w żadną stronę.

Dzisiaj, podobnie, często są sytuacje, w których ludzie chcą się leczyć, ale medycyna ma niewiele do zaoferowania – ból pleców, stres w pracy, niewyjaśnialne medycznie zmęczenie, oraz najzwyklejszy katar, to tylko kilka przykładów. Przechodząc przez wystawę medycznych terapii, oraz próbowanie każdego leku z książki, da tylko efekty uboczne. Cukrowa pastylka jest w takim przypadku całkiem sensownym rozwiązaniem.

Ale homeopatia, o ile daje niespodziewane zyski, tak samo może mieć niespodziewane efekty uboczne. Przepisywanie pastylki łączy się ze swoistym ryzykiem: medykalizuje problemy, umacnia destrukcyjne przekonania na temat choroby, oraz może promować pomysł, że pastylka to odpowiednia rada na problem społeczny, albo na lekką wirusową chorobę.

Ale są też etyczne problemy. W dawnych czasach, zaledwie 50 lat temu, „umiejętności komunikacyjne” w szkole medycznej polegały na tym, jak nie powiedzieć pacjentowi że jest śmiertelnie chory na raka. Obecni lekarze są o wiele bardziej otwarci i szczerzy wobec swoich pacjentów. Kiedy ktoś ze służby zdrowia, niezależnie od tytułu, przepisuje pastylkę, o której wie, że nie działa lepiej od placebo — i nie powiadamia o tym pacjenta — wtedy depczą kilka bardzo istotnych współczesnych zasad, takich jak liczenie się ze zgodą dobrze poinformowanego pacjenta, oraz szacunek dla jego autonomii.

Jasne, możesz argumentować, że kłamanie pacjentowi mogłoby leżeć w jego interesie, i myślę że można mieć tu bardzo interesującą dyskusję, ale powinniśmy mieć na uwadze że to jest najgorszy rodzaj staromodnego, wiktoriańskiego lekarskiego paternalizmu: oraz ostatecznie, kiedy przyzwyczaisz się do oszukiwania ludzi, co podkopuje relacje pomiędzy lekarzami i pacjentami, która jest oparta na zaufaniu, i ostatecznie, szczerość. Jeżeli, z drugiej strony, przepisujesz pastylki homeopatyczne, ale nie wiesz czy one są lepsze od placebo, oznacza to że nie znasz literatury, i w związku z tym nie masz odpowiednich kompetencji żeby je przepisywać. To są fascynujące problemy etyczne, ale jakoś nie widziałem ani jednego homeopaty, który by chciał o nich rozmawiać.

Są też bardziej konkretne szkody. Oczernianie medycyny konwencjonalnej jest typową strategią marketingową homeopatów. Jest ku temu powód biznesowy: badania pokazują, że rozczarowujące doświadczenia z medycyną konwencjonalną jest praktycznie jedynym czynnikiem, który jest na stałe skorelowany z wyborem terapii alternatywnych. To jest objaśnienie, ale nie usprawiedliwienie. I to szkodzi nie tylko medycynie. Przeprowadzone badania wykazały, że ponad połowa homeopatów odradzała pacjentom szczepionkę MMR dla ich dzieci, zachowując się nieodpowiedzialnie wobec czegoś, co stanie się prawdopodobnie znane jako oszustwo MMR.

W jaki sposób świat terapii alternatywnych radzi sobie z tym niepokojącym odkryciem, że tak wielu z nich po cichu podkopywało program szczepień? Biuro księcia Charlesa próbowało zwolnić z pracy kierownika badań.

Dochodzenie BBC Newsnight okryło, że prawie wszyscy homeopaci polecali nieefektywne pigułki homeopatyczne aby zabezpieczać przed malarią, oraz odradzali leki profilaktyczne, a nie próbowali nawet dawać podstawowych rad jak się uchronić przed ukąszeniem. Bardzo to holistyczne. Bardzo „uzupełniające”. Czy była jakakolwiek akcja przeciwko rzeczonym homeopatom? Nie było żadnej.

W najbardziej jaskrawej formie, kiedy nie podkopują publicznych kampanii prozdrowotnych i zostawiają swoich pacjentów na pastwę śmiertelnych chorób, homeopaci, którzy nie mają medycznych kwalifikacji, mogą przeoczyć symptomy śmiertelnych chorób, lub je świadomie zignorować, mówiąc swoim pacjentom żeby odsunęli inhalatory i wyrzucili leki nasercowe. Stowarzyszenie Homeopatów prowadzi sympozjum leczenia AIDS, prezenując pracę Petera Chappella, człowieka który uważa, że znalazł homeopatyczny lek na tę epidemię. Wzmacniamy to wszystko, kupując uzdrowicielskie fantazje homeopatów i pozwalając im opowiadać brednie na temat świadectw skuteczności.

I to jakie brednie. Jakoś, zupełnie niewytłumaczalnie, ankieta satysfakcji konsumenta z kliniki homeopatycznej jest promowana w mediach, tak jak gdyby triumfowała w serii randomizowanych eksperymentów. Nic dziwnego, że społeczeństwo ma trudności ze zrozumieniem badań medycznych. Za każdym razem, kiedy czytają w mediach o „badaniach”, jest to ten sam lewy eksperyment z olejem rybnym, który nie jest tym na co wygląda, albo homeopata machający rękami, ponieważ w telewizji ciekawiej jest oglądać kolorowe banialuki niż prawdziwe, ostrożne, uważne, benedyktyńskie badania medyczne.

Bezlitośnie pchając swój produkt przy pomocy tych „naukowych” bajerów, homeopaci podminowują w społeczeństwie rozumienie, co oznacza dowód na skuteczność leczenia. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że oni robią to dokładnie wtedy, kiedy naukowcy pracują ciężej niż kiedykolwiek, żeby zyskać publiczne zaangażowanie w prawdziwym wspólnym posiadaniem i rozumieniem badań klinicznych, i kiedy większość lekarzy próbuje edukować ich pacjentów odnośnie trudnego wyboru możliwości leczniczych. To nie jest kujoński punkt widzenia. To jest kwestia życia.

Tutaj jest coś dziwnego. Każda krytyka którą wystosowałem, mogłaby zostać łatwo wyjaśniona przez jasną i otwartą dyskusję nad problemami. Ale homeopaci zawsze odcinali się od rutynowych zmagań medycyny akademickiej, i racjonalna krytyka zbyt często spotyka się ze złością, skrzekami prześladowania i unikami, zamiast z racjonalną dyskusją. Stowarzyszene Homeopatów (największe homeopatyczne ciało zawodowe w Europie, które zwołuje tą mrożącą krew w żyłach konferencję dotyczącą HIV) nawet groziło sądem blogerom, którzy ich krykowali. Uniwersyteckie kursy homeopatii, którymi się zainteresowałem, po prostu odmówiły najbardziej podstawowych informacji, takich jak gdzie uczą i jak. Trudno wyobrazić sobie wyobrazić coś bardziej niezdrowego w środowisku akademickim.

Jest to dokładnie to co powiedziałem, choć w bardziej kujońsko-akademickim języku, w dzisiejszym wydaniu Lancetu, największego brytyjskiego czasopisma medycznego. Są to opinie, które homeopaci uważają za „atak”. Ale ja mówię bardzo jasno. Nie ma żadnego sposobu, żeby zaklasyfikować całą tę niezaprzeczalną i prawdziwą informację jako „opinię” na temat homeopatii.

Kiedy jestem łaskawy, myślę: homeopatia mogłaby być wartościowa jako placebo, nawet na NHS, chociaż mamy wątpliwości etyczne, i te poważne kulturowe skutki uboczne, którymi trzeba by się zająć.

Ale kiedy próbują pozywać ludzi do sądu zamiast z nimi rozmawiać, kiedy mówią ludziom żeby odrzucili swoje lekarstwa, zabijają pacjentów, zwołują konferencje na temat swoich fantazji o HIV, podkopują publiczne rozumienie dowodów, oraz, co najważniejsze, pokazując absolutny brak jakiejkolwiek woli wejścia w sensowny dialog na temat prostych etycznych i kulturowych problemów, z którymi spotyka się ich praktyka, myślę: ci ludzie to po prostu kretyni. Nie potrafię nic na to poradzić: jestem tylko człowiekiem. Fakty są święte, moje spojrzenie na nie zmienia się z dnia na dzień.

I jedyne osoby, które mogłyby scementować moją pozycję w jednym lub drugim obozie, to sami homeopaci.

To wszystko się nie klei…

„Nauka” stojąca za homeopatią

Homeopatyczne preparaty są przygotowywane poprzez wzięcie składnika takiego jak arszenik, i rozcieńczania go tak bardzo, że w porcji którą dostajesz, nie zostaje z niego ani jedna molekuła. Składniki są wybierane na podstawie „leczenia podobnego podobnym”, tak że substancja która powoduje pocenie się, może być użyta do leczenia nadmiernego pocenia.

Wiele osób myli homeopatię z ziołolecznictwem i nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo rozcieńczone są leki homeopatyczne. Typowe rozcieńczenie to „30C”: to oznacza, że oryginalna substancja została rozcieńczona w proporcji 1 kropla w 100 częściach wody, 30 razy. Na stronie Stowarzyszenia Homeopatów, w sekcji „Czym jest homeopatia?”, mówią że „30C zawiera mniej niż 1 część oryginalnej substancji na milion”.

Jest to niedoszacowanie. Preparat 30C jest roztworem 1 w 100^30, lub raczej 10^60, co jest jedynką za którą stoi 60 zer, lub — niech to będzie absolutnie jasne — roztwór 1 do

1,000,000,000,000,000,000, 000,000,000,000,000,000,000,000,000, 000,000,000,000,000.

Parafrazując Stowarzyszenie Homeopatów, powiedzielibyśmy: „30C zawiera mniej niż jedną część na milion milionów milionów milionów milionów milionów milionów milionów milionów milionów oryginalnej substancji.”

Homeopatyczny preparat 100C, który nagminnie sprzedają, i który według homeopatów jest nawet potężniejszy niż 30C, substancja aktywna jest rozcieńczona bardziej niż całkowita liczba atomów we wszechświecie. Homeopatia została wymyślona jeszcze zanim wiedzieliśmy o tym że są jakiekolwiek atomy, czy ile ich jest, albo jakiej są wielkości. Nie zmieniła swoich poglądów na kwestię rozcieńczania w świetle tych nowych informacji.

Jak substancja nieskończenie rozcieńczona może cokolwiek uleczyć? Większość homeopatów twierdzi że „woda ma pamięć”. Nie tłumaczą wyraźnie, jak to wygląda, i eksperymenty homeopatów które to podobno demonstrują, są często zupełnie groteskowe. Amerykański sztukmistrz i sceptyk James Randi od wielu lat oferuje nagrodę miliona dolarów dla każdego kto potrafi zademonstrować umiejętności paranormalne. Wypowiedział się wyraźnie, że czek powędrowałby do dowolnej osoby, która potrafi odróżnić preparat homeopatyczny od wody. Pieniądze cały czas pozostają w banku.

Wielu homeopatów twierdzi, że może przesyłać homeopatyczne preparaty przez Internet, na płytach CD, przez telefon, komputer, albo przez utwór muzyczny. Peter Chappell, którego praca będzie prezentowana na konferencji organizowanej przez Stowarzyszenie Homeopatów w przyszłym miesiącu, dramatycznie utrzymuje, że posiada zdolność do rozwiązania problemu epidemii Aids, używając własnej pastylki homeopatycznej nazywanej „PC Aids”, i jego specjalnie zakodowanej muzyki. „Obecnie, ” mówi, „Aids w Afryce mógłby zostać mocno ograniczony przez prostą melodię graną w radio.”

Ben Goldacre jest lekarzem i pisuje w dziale Bad Science w the Guardian. Jego książka Bad Science będzie opublikowana przez 4th Estate in 2008 roku. Pełna literatura dla wszystkich badań cytowanych w artykule, oraz tekst artykułu w Lancecie znajdują się na badscience.net.

Literatura:

Temat odnosi się do samego serca medycyny i statystyki, że sam nie wiem gdzie zacząć spis literatury. Wiele odnośników znajduje się w tekście. Fragment z Lancetu jest najlepszym miejscem jeżeli szukasz hardkorowej literatury akademickiej, ponieważ tutaj jest bardzo jasne, co się do czego odnosi.

Klasyczny tekst dla początkujących na temat medycyny opartej na faktach to “How to read a paper” autorstwa Trishy Greenhalgh z BMA books. Nie mógłbym mocniej polecać tej książki.

Greenhalgh wcale nie jest trudna do czytania, ale nawet jeszcze łatwiejsza książka (oraz delikatnie polityczna) książka to wspaniałe “Testing Treatments”, współautorstwa kolesia który założył Cochrane Collaboration. Możesz tam przeczytać o ślepych próbach, randomizacji, kanaliach którzy próbują tam oszukiwać, a również o powodach dla których społeczeństwo powinno być bardziej zaangażowane w badaniach, skandalach związanych ze złymi badaniami, i podobnych tematach.

Jeżeli chodzi o efekt placebo, nic nie pobije “Meaning, Medicine, and the Placebo Effect” Daniela Moermana.

Jeżeli chodzi o meta-analizę homeopatii, zacytowałbym pięć poniższych. Jest ich nawet więcej, ale zacytowałem specjalnie te pięć jako część żartu, który zdradzę wam któregoś dnia.