Lewatywy z kawy i zmniejszanie cierpienia

Autor: ; Artykuł opublikowany (ostatnia modyfikacja ) przez Atopowe.pl.

Niedawno znajoma zagadnęła mnie na jabberze, żeby pochwalić sposób w jaki napisałem krytykę medycyny alternatywnej, choć, jak sama to określiła, sama „jest po drugiej stronie”. Znam ją (internetowo) już od kilku lat, uważam ją za generalnie rozsądną osobę, szanuję jej zdanie, oraz, co najważniejsze, uważam że warto z nią rozmawiać.

Znajoma opowiadała o ostatnich stadiach ciężkich chorób nowotworowych, kiedy dla pacjenta nie ma już właściwie nadziei, i tak czy siak nie stosuje się już żadnych terapii, operacji ani naświetlań. Twierdziła, że w takich sytuacjach metody alternatywne poprawiają samopoczucie i komfort.

„Nikt nie mówi że leczą, jeno że pomagają” — powiedziała.

Osobiście chętnie bym zobaczył, czy faktycznie w praktyce tak jest, że nieuleczalnie chorzy nie są już leczeni. Prawdopodobnie nie stosuje się w tym momencie poważnych leków ani operacji, ale na pewno są dobre metody ulżenia choremu i zmniejszenia cierpienia podczas ostatniego stadium choroby.

No cóż, jeżeli chory faktycznie już nie jest w ogóle leczony (w co trochę powątpiewam), i/lub stosowanie metod alternatywnych nie jest połączone z odrzuceniem leczenia proponowanego przez lekarzy, to rozumiem że ktoś liczy tutaj na efekt placebo, albo po prostu korzysta z prawa decydowania o sobie.

[12:25:26] Np. takie coś uważam że jest OK: „chcę stosować X, nie mam ku temu żadnych dobrych powodów poza takim że czuję się po tym lepiej.”

Może nie jest to szczególnie rozsądne, ale z każdy ma wolność wyboru, niezależnie od tego, czy w naszym mniemaniu ma on sobie pomóc czy zaszkodzić. To jego życie, jego decyzja, jego prawo. Jeżeli nam się to nie podoba to jest wyłącznie nasz problem. (Chyba że ta decyzja zagraża bezpośrednio nam, ale to już osobna historia. Tutaj mówimy o decyzji która nie stanowi dla nas zagrożenia.)

W tym momencie znajoma powiedziała interesującą rzecz: że według niej, jest OK podanie X rodzicowi np. rodzicowi, przy braku jakichkolwiek dobry powodów poza takim, że rodzic czuje się po tym lepiej. Czyli, że jest w porządku podjęcie takiej samej decyzji za kogoś innego.

Dla jasności: mówimy tu o sytuacji, w której pochylamy się nad śmiertelnie chorym rodzicem i mówimy mu, że zrobimy mu teraz lewatywy z kawy, a one mu na pewno pomogą i poczuje się po nich lepiej. Przy czym doskonale zdajemy sobie sprawę, że jedyne na co można tutaj liczyć, to efekt placebo.

Widzę tutaj kilka problemów, ale powiem tylko o jednym. Takie postępowanie to kierdaszenie farmazonów, czyli sytuacja w której prawda (czy lewatywy z kawy rzeczywiście mogą pomóc na guza w mózgu?) jest nieistotna, a to co mówimy, mówimy tylko po to, żeby osiągnąć egoistyczny cel. „Egoistyczny? Jak to? Przecież tu jest mowa o czuwaniu nad umierającą osobą!” żeby od osoby chorej usłyszeć, że czuje się lepiej, i dzięki temu sami poczuć się lepiej.

Przez egoizm rozumiem tutaj działanie we własnym interesie, dążenie do przyjemności i unikanie cierpienia. Jest to normalne. Natomiast ważne jest, żeby z tego naturalnego egoizmu zdawać sobie sprawę.

Nie mamy bezpośredniego dostępu do odczuć osoby chorej. O tym, czy ona cierpi i jak bardzo, możemy dowiedzieć się pośrednio, czyli wnioskować po jej zachowaniu. Jeżeli więc mówimy że będziemy robić lewatywy z kawy, bo chory się „lepiej po tym czuje”, co dokładnie mamy na myśli? Że weszliśmy mu do głowy i bezpośrednio odczuliśmy tę ulgę? Czy może zredukowaliśmy zachowanie które interpretujemy jako ból? Czy to co mówmy o lewatywach z kawy rzeczywiście powoduję ulgę, czy jest to tylko sztuczka, która ma za zadanie zrobić choremu wodę z mózgu i sprawić żeby wreszcie przestał mówić jak bardzo go boli?

Nie mówię że ktokolwiek robi to świadomie. Prawdopodobnie będzie to coś w rodzaju: robię rodzicowi lewatywy z kawy i widzę że potem mniej jęczy. Na pozór w porządku. Jeżeli nie zastanowimy się nad tym głębiej, ma się rozumieć.

Na koniec dostałem link do wątku z forum onkologicznego, który według znajomej miał reprezentować to, czego ona broni. Kliknąłem w link. Nie minęło dziesięć sekund, kiedy znalazłem taki oto fragment:

Po pierwsze – wyrzuciłam do kosza wszystkie leki przepisane przez lekarzy: (…)